Można już kupować lokalizator Apple AirTag – najtańszy inteligentny gadżet z nadgryzionym jabłkiem. Nie daj się jednak nabrać, że chodzi w nim tylko o użyteczność. Apple chce, żebyś już nigdy nie porzucił jego ekosystemu.
Apple AirTag jest tak biznesowo genialnym posunięciem, że nawet największy hejter może tylko przystanąć i bić brawo. Zacznijmy od tego: zauważyliście, że AirTag nie ma żadnego otworu ani zaczepu, którym można by go było do czegokolwiek przymocować?
To nie przypadek. Gdyby AirTag był breloczkiem, nikt nie kupiłby do niego akcesoriów. A tak Apple zbije fortunę, licencjonując design breloków do lokalizatora i sprzedając swoje własne opaski za 159/215 zł.
Ale pomijając uszczypliwości – AirTag to naprawdę użyteczny produkt, mający potencjał realnie zrewolucjonizować rynek lokalizatorów. Na swój sposób już to zrobił, bo wraz z premierą AirTagów Apple licencjonuje także swój standard FindMy i umożliwia stosowanie go w innych lokalizatorach. Wkrótce (prawie) wszyscy będziemy przytraczać breloczki do cennych przedmiotów, by móc je w prosty sposób zlokalizować, a dzięki temu, że iPhone’y są praktycznie wszędzie, odnalezienie potencjalnej zguby będzie banalnie proste.
Apple AirTag jest też najtańszym inteligentnym produktem Apple’a. Oczywiście do wstępnej konfiguracji i działania wymaga innego urządzenia, ale to szczegół – nowe akcesorium Apple’a jest tak tanie, że każdy posiadacz telefonu z nadgryzionym jabłkiem będzie chciał je kupić. I będzie mógł sobie na to pozwolić, czego nie można powiedzieć o wszystkich akcesoriach Apple’a.
A gdy już posiadacz telefonu z nadgryzionym jabłkiem kupi AirTaga, to przyzwyczai się, że gdy zawieruszy klucze albo zostawi plecak na dworcu, będzie mógł go zlokalizować z poziomu aplikacji na telefonie. I dwa razy się zastanowi, nim wymieni telefon na inny – taki, który mu tego nie umożliwia.
Źródło: spidersweb.pl